Musiałam zająć się feniksem. Nic nie jadł. Było z nim coraz gorzej.Mysi
mieć pana, bo inaczej zdechnie... Zostawiłam mu kostki lodu [bo tylko
tak się nawadnia] i poszłam do kwatery kotów.Wszystkim dałam chleb
maczany w mleku i same mleko.
Każdemu psu dałam po dwa kawałki kiełbasy, dolałam świeżej wody i trochę
się z nimi potarmosiłam. Wyszło na to, że moje lewe skrzydło ociekało
krwią.
Poszłam do stajni, szybko dolałam świeżej wody koniom, pięć kilo paszy,
kilka kilo owsa i zwróciłam się do boksu mojego zaufanego jednorożca.
Osiodłałam go i dosiadłam. Nawet nie musiałam mówić gdzie mamy jechać,
aż po kilku minutach już czekał przy Tasmirze. Rozmawiała z jakąś
wróżką. Widząc mnie, z zakrwawionym skrzydłem na olśniewającym
jednorożcu przestraszyła się, że jej coś zrobię.
- Tasmiro, pomóż mi. Psy skaleczyły moje skrzydło.
- Nie tylko skaleczyły. Te bandziory są groźniejsze od Roku Śmierci, który wiemy jak był...
- Masz im coś do zarzucenia?! - zgromiłam ją wzrokiem. Nie
odpowiedziała, tylko szczerząc się jak nie wiem co uciekła w las. Tak,
jej poświęcić opiekę nad chorymi...
Krew ze skrzydła pociekła nawet po jednorożcu. Straciłam siły. Widząc
to, jednorożec pogalopował do domu Roxany. Byłam oparta o jego szyję i
leżałam bezwładnie.
Nie zaczekał, aż otworzą bramę, tylko ją zniszczył, wparował do Roxany, prawie nie kalecząc jej swoim rogiem.
- Bello, Boże! Masz wejście... - nie dokończyła, bo zobaczyła całą krew - Dla czego przyjechałaś do mnie a nie do Tasmiry?
Jednorożec prychnął gniewnie. Roxana zrozumiała, że nie mają czasu na wyjaśnienia. Muszą mi pomóc. Muszą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz