Poszłam na spacer.Nie robimy przyjęcia na szczęście.Nagle coś zaszmerało w krzakach.Popatrzyłam tam.Ujrzałam chłopaka.
-Spadaj młoda.-warknął.
-Jestem Beatrice.-odwarknęłam równie niemile.
-A ja Jake.I co z tego?-zapytał sarkastycznie.
-Jeszcze mnie popamiętasz.-mruknęłam głośno.
-Już się boję.-odparł.
-To się bój.-rzekłam i odeszłam.Wieczorem wyczaiłam,gdzie ma
pokój.Mieczem nadwadziłam okno.Uciekłam na drzewo.Potem zaczarowałam
strzałę.Kiedy się odwrócił,dostał prosto w tyłek.Złapał się,a ja
zdusiłam śmiech.Odwróciłam się,by uciec.Zobaczyłam ojca.
-Ładnie to tak własnego wujka ostrzeliwać?-zapytał surowo.
-To on jest moim wujkiem?Kurczaki.-mruknęłam.
-Chociaż należy mu się.Co mu zrobiłaś?-zaciekawił się.
-Nieważne.Ważne jest to,że nie siądzie przez miesiąc.-warknęłam z satysfakcją.A potem odeszłam cicho i bezszelestnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz