poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Od Pauliny

Rano, około godziny 9 poleciałam do sierocińca.
- Ale Mason'a przecież zaadoptowano... - powiedziano mi, kiedy zapytałam się, czy Mason jest w pokoju.
- Rzeczywiście, zapomniałam! Przepraszam.
Poleciałam do nowego domu Mason'a - domu Blanki i Devon'a. Zapukałam. Otworzył mi Devon.
- Dzień dobry, Devon'ie. Jestem Paulina, przyszłam do Mason'a.
- Cześć Paulino. Mason jest chyba w swoim pokoju. Wejdź - zaprosił mnie do domu.
- Dzień dobry! - przywitałam się z Blanką, która chyba czegoś szukała w kuchni. Nie odpowiedziała, pewnie mnie nie usłyszała. Weszłam po schodach na górę. Kiedy chciałam zapukać w drzwi, Mason mnie wyprzedził i je otworzył. Spojrzałam na niego, unosząc lekko brew. Wzruszył ramionami i powiedział :
- Nie moja wina. Chodź.
Jego pokój był wspaniały. Usiadłam na jego łóżku.
- Jak się czujesz w nowej rodzinie? - zapytałam.
- Trochę dziwnie, ale jest mi lepiej, niż w sierocińcu.
- Właśnie, zapraszam ciebie na moje urodziny. O szesnastej dzisiaj. Mam nadzieję, że przyjdziesz. Ja muszę iść, pomóc mamie w gotowaniu.
- Dobrze, myślę, że przyjdę. Szkoda, że nie będziesz dłużej.
- Przepraszam, ale na prawdę nie mogę... - dostałam sms od mamy : "Przestań randkować z tym Mason'em, możecie się spotkać na urodzinach " - Dostałam SMS-a od mamy - przeczytałam mu go i się zaśmiałam - Jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi, a ta już coś kręci.
- Z sierocińca też tak mówili. Jak ja nie lubię, jak ktoś się tak upiera o coś, co nie istnieje - powiedział.
- No właśnie. To ja lecę.
- Ty masz skrzydła? - zdziwił się.
- Urodziłam się bez skrzydeł, ale nauczyłam się na życzenie nie... "przywoływać". Wtedy mi wyrastają i mogę latać. Pa!
- Do zobaczenie, Paula.
Wyleciałam z jego pokoju oknem i poleciałam prosto do mamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz