- Usiądź - powiedziała łagodnie. Usiadłem, choć niechętnie - Wyłożę kawę
na ławę. Nie chcę żebyś zrobił się taki jak Jake. Ma zmarnowane życie.
Mam do ciebie prośbę... Zrobisz coś dla mnie? Możesz się poprawić?
Uwierz mi... wtedy będziesz szczęśliwszy...
- Sam nie przepadałem za Jake'em. Może po prostu miałem zły dzień, kiedy wszyscy się mnie czepiają?
- Aż tak, żeby bić dziewczynę? - odpowiedziała pytaniem Roxana.
Przez chwilę milczeliśmy, kiedy znowu zabrała głos :
- Nie psuj sobie życia. Będziesz nieszczęśliwy, oraz dawać nieszczęście innym - patrzyła na mnie, ciągle błagalnie.
- Może. Ale nic nie obiecuję - wstałem i wróciłem do swojego domu. Tam zaczepiła mnie mama.
- Zgadzasz się, aby zrobić tobie, Mikelii, Merlii, Ben'owi i Damienowi wspólne przyjęcie?
- Mnie to tam nie obchodzi. Róbcie, co chcecie.
Skierowałem się do pokoju i zasnąłem. Mam nadzieję, że jutro się ode mnie odczepią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz