Leżałem na kanapie u Marona, nei mogłęm zebrać myśli więc tak z
ciekawosci wyszedłęm za Maronem zobaczyć co robi, ale nic ciekawego więc
poszedłęm na droge którą prowadziła mnie kiedyś Corlelia, idąc prosto
dotarłem do jakieś watach, obserwowałęm ich z ukrucia czyli na drzewie (
brzozie) aż nagle z nienacka potrząsł drzewem i spadłem, przed sobą
zauwarzyłęm Cornelie i jakiegoś kolosa:
-Dzięki ci mozesz już iść - powiedziała Cornelia do kolosa
On se poszedł
-Hej - powiedziałem z głupim uśmieszkiem
-Czego chcesz ?? - powiedzała obojętnie
-A nic tylko obserwuje was
-Spadaj nie potrzebujemy takiego chlystka jak ty
-Ej no weź nie jestem taki beznadzejny
-Założysz się
-Bo się obraże
-W dupie to mam
-Dlaczego jestes taka nie miła
-Już tak mam
Ona odwruciłą sie i powoli szła, zaszłem ją od tylu i rzuciłem w nią
jabłkiem ale ta zołza złapała jabłko i rzuciła w moją strone, złapałem i
urzyłem swojej mocy na jabłku, ona przerazona pobiegła przed siebie a
ja wruciłem się do Marona, moze da mi coś do rzarcia hmm....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz